Sabaty kiedyś i dziś

Zatruwały wodę, wywoływały choroby i burze, zamieniały psy w myszy, a nawet zabierały żonom mężów. Dało się je poznać po spojrzeniu, dlatego unikały kontaktu wzrokowego. W ich oczach zamiast własnego odbicia można było zobaczyć dwa kozły będące symbolem diabła…

Czarownice, bo o nich mowa, były uosobieniem wszelkiego zła. W regionie świętokrzyskim budziły gorszy strach niż same diabły. Czorty Kielecczyzny raczej nie były groźne. Owszem, razem z czarownicami uczestniczyły w sabatach, ale próżno wśród nich szukać diabła pokroju słynnego Boruty. Jak w latach 70. ubiegłego wieku podawali w swoich opowieściach gawędziarze, świętokrzyskie diabliki były figlarzami dokuczającymi mieszkańcom wsi. Czorty rozrzucały stogi siana i stosy drewna, dosiadały się na wozy i straszyły ludzi piekielnym śmiechem. Przyłączały się nawet do kolędników płatając różne psikusy. Jeden z psotników, znany jako Trzaska, nie darzył sympatią szczególnie pijaków, których z lubością spychał do rowów. Zdarzały się i diabły groźniejsze, takie, które potrafiły opętać człowieka. Jednak, aby się przed nimi uchronić, wystarczyło nosić przy sobie kawałek święconej kredy.

Co innego czarownice… Ich zaklęcia budziły powszechne przerażenie. Jak wiadomo, wiedźmy spotykały się na sabacie i odprawiały różne gusła, którymi szkodziły ludziom. Zloty czarownic odbywały się na łysych górach – „łysych”, czyli opanowanych przez zło. Najsłynniejszą jest oczywiście Łysa Góra w Górach Świętokrzyskich. My jednak skupimy się na innym lubianym przez wiedźmy szczycie: Łysicy, u podnóża której znajduje się Park Rozrywki i Miniatur „Sabat-Krajno”, którego nazwa inspirowana jest właśnie zlotami czarownic. Jak w XIX wieku pisał etnograf, ksiądz Władysław Siarkowski, to wiedźmy z Łysicy były najlepszymi specjalistkami od magii, bo jak żadne inne, weszły w konszachty z diabłem.

Choć wszystkie sabaty wyglądały podobnie, to każda grupka czarownic miała własne rytuały. I tak, wiedźmy lecące na Łysicę najpierw nacierały się tajemniczą maścią, wypowiadały zaklęcie: „Płot nie płot, las nie las, wieś nie wieś, a ty biesie nieś!” i wsiadały na miotłę lub łopatę i leciały na górski szczyt. Sabat odbywał się nocą. Czarownice rozpalały ogromne ognisko. Najpierw musiały oddać hołd najważniejszej wiedźmie kłaniając się jej. Czarownica ubrana była w aksamitną szatę, a na jej ramieniu siedziała ropucha. Potem rozpoczynała się uczta. Za naczynia służyły końskie kopyta i trupie czaszki. O menu czarownic lepiej nie wspominać. Po jedzeniu wiedźmy w rytm melodii wygrywanej na gwoździach, piłach i grzebieniach rozpoczynały zabawę z diabłami. Te, którym zabrakło partnera tańczyły z czarnymi kotami. Następnie rozpoczynał się najważniejszy element sabatu, czyli warzenie mikstur i czary. Sabat kończył się wraz z zapianiem pierwszego kura.

Kiedyś wiedźmy budziły postrach, dziś ich wizerunek jest „odczarowany”. Czarownica stała się symbolem regionu świętokrzyskiego. To właśnie tutaj odbywają się największe w Polsce, współczesne zloty czarownic. W ośrodku „Sabat-Krajno” organizujemy cykliczną imprezę, podczas której nasi goście próbują pobić Rekord Guinnessa w liczbie osób przebranych za czarownice. Na razie nadal należy on do Hiszpanii, ale kto wie, może w tym roku nasze wiedźmy wykażą się jeszcze większą frekwencją?

Iza Rzepecka